I pomyśleć, że zaczęłam jeść śledzie dopiero niecałe 2 lata temu! Wcześniej sam ich widok napawał mnie przerażeniem i długo nie mogłam ulec namowom rodziny, by ich skosztować. Chyba po prostu musiały minąć ponad dwie dekady, żebym dojrzała i odważyła się spróbować tych rybek. Od tego czasu nie wyobrażam sobie piątku bez nich w roli głównej. Wciąż nie znam zbyt wielu domowych sposobów na przygotowanie śledzi, ale przy okazji ostatniej wizyty u znajomych podpatrzyłam jeden z autorskich i bardzo prostych przepisów. Proporcje są dość luźne i pozostawiają duże pole do popisu :)
Spokojniej niedzieli!