Mam w sobie coraz więcej luzu w kuchni. I może zabrzmi to dziwnie, wziąwszy pod uwagę że od dekady prowadzę kulinarnego bloga, ale taka jest prawda. Nie szukam już spektakularnych przepisów, a cieszę z drobnych jedzeniowych "ruchów", tak jak doceniam małe gesty które w relacjach i pracy budują moją codzienność. I tak oto na śniadanie zaserwowałam sobie dziś pozornie zwykła sałatkę, z tego co akurat miałam pod ręką. Dałam tylko kwadrans poleżeć plasterkom cebuli w słodko-kwaśnej marynacie, a w międzyczasie zrumieniłam na patelni ciecierzycę, z dobrą oliwą, szczyptą chili i świeżo zmieloną solą.
Ta prostota to mój nowy kulinarny trop.