sobota, 11 stycznia 2014

nr 1 z cyklu "w mojej głowie - CIEKAWE MIEJSCA" - Bistro POBITE GARY

Dziś startuję z obiecanymi postami o miejscach wartych odwiedzenia! Wiele z nich to wielokrotnie sprawdzone lokale, część natomiast to zupełnie nowo odkryte punkty na mapie miasta. Krytykiem kulinarnym jestem kiepskim - najczęściej wszystko mi smakuje i cieszę się z każdej możliwości testowania jedzenia, ale postaram się, by w cyklu " w mojej głowie - CIEKAWE MIEJSCA" nie zabrakło trzeźwych ocen i wyważonej krytyki :)

Restauracyjne fotorelacje inauguruje Bistro POBITE GARY na Gdańskiej Żabiance. Lokalizacja zaskakująca i niepozorna, aczkolwiek bardzo trafna - lokal sąsiaduje z kompleksem AWFiS i znajduje się rzut beretem od stacji SKM. Choć samo otoczenie nie wydaje się zbyt przyjazne, knajpka nadrabia klimatem i ciekawym menu. Byłam tam pierwszy raz i na pewno wkrótce powrócę! A oto raport z wizyty:

Wnętrze lokalu ujmuje przyjazną atmosferą i ciekawym rozbiciem przestrzeni. Choć całość założenia jest spójna, to każdy kąt ma swój inny nastrój. Przeważa czerń oraz jasne odcienie naturalnego drewna. Piętrzące się skrzynki stanowią dominujący użytkowo-dekoracyjny akcent, a świeże rośliny i owoce wprowadzają życie.



Pomimo że, lokal wyposażono w sposób dość oszczędny, nie zabrakło pomysłu i dbałości o szczegóły. Duże metalowe lampy nadają industrialnego charakteru, a przeszklona ściana oddzielająca strefy bistro optycznie powiększa lokal.



Konsekwencja w użyciu drewnianych skrzynek stwarza wiele możliwości aranżacji ścian, a mnogość kuchennych sprzętów na półkach nie pozwala się nudzić w oczekiwaniu (niedługim) na zamówienie. Chętnie zabrałabym parę rzeczy do domu... ;)



Moją uwagę przykuło też ładnie zaprojektowane logo lokalu, nie wspominając o ciekawej i chwytliwej nazwie! Bardzo lubię drewniane okładziny ścienne i to kolejny przykład na to jak takie materiały dobrze robią wnętrzom knajp.


Możliwość podpatrywania kucharzy to według mnie dobre rozwiązanie, choć nie umiem ocenić czy przypadkiem nie tylko dla ciekawskich klientów ;) W pewnym momencie zamawiających było naprawdę sporo, więc nawet nie było jak podpytać jak to jest być "na widoku".



Znaczna część owocowo-ziołowego zakątka POBITYCH GARÓW była w czasie naszej wizyty w kiepskiej kondycji, ale pozostaje mieć nadzieję, że to chwilowa niedyspozycja - plus za chęci i kciuki za pomyślniejszą hodowlę :)



Wnętrze omówione, czas na menu! Na wejściu lokal informuje o lunchu dnia, a na każdym stole leży karta z bardzo trafionym (przynajmniej dla mnie!) i rozsądnie skomponowanym (również jeśli chodzi o ilość propozycji) jadłospisem.


Moja miłość do buraków wygrała - choć jem je na co dzień, i tu się na nie zdecydowałam. Kiedy w karcie są te warzywa wszystkie założenia (moje motto "w knajpach jedz tylko to, czego nie zjesz w domu!") idą w łeb - na przystawkę wybrałam więc propozycję szefa, czyli śledzia marynowanego w burakach, a na drugie zamówiłam sałatkę...z burakami ;) Współtowarzysze mej wyprawy wybrali bardziej treściwie - kaczka i polecany tego dnia mielony!


Rybka była smaczna, choć mogłaby mieć bardziej wyrazisty charakter. Nie sądziłam też, że kiedykolwiek przyjdzie mi dosalać śledzie :) Za to do pasty grzybowej i pysznej bagietki nie mam żadnych zastrzeżeń!


Ani jednej uwagi nie mam też do mojej sałatki. Buraczki + pomarańcze + mix sałat + pomidorki cherry + kozi ser + ziarna i pestki to zestaw I-D-E-A-L-N-Y!!! Super świeże i pięknie podane.


Wydaje mi się, że kaczka to wymagające danie - może dlatego, że sama jej nigdy nie przyrządzałam. W każdym bądź razie zdarzało mi się już jeść nienajlepsze sztuki, ale ta podskubywana ostatnio od Siostry z talerza smakowała pysznie! Domowe ziemniaczki i porcja (od serca) żurawiny dopełniły całości. No i te buraczki na ciepło... 


Męska część załogi postawiła na tradycyjny kotlet mielony. I tu się nie zawiedliśmy! Danie dnia na naprawdę fajnym poziomie. Smaczne, schludnie podane i niedrogie.


Hmm...muszę się przyznać, że był jeszcze deser! Ale o jego sfotografowaniu przypomniałam sobie już po konsumpcji, tak mi było błogo ;) W każdym bądź razie poziomem nie odbiegał od reszty dań. Jak tylko będziecie w POBITYCH GARACH, koniecznie skuście się na gorące ciastko czekoladowe z lodami i musem malinowym! 

Podsumowując, wrażenia jak najbardziej na plus! Ciekawe wnętrze, miła i sprawna obsługa oraz naprawdę dobre dania w przystępnych cenach. 

Jedyne, o co mogłabym apelować do właścicieli, to o instalację przewijaka, w obszernej zresztą toalecie. Nam by się akurat wtedy przydał... :)



4 komentarze:

  1. Świetna recenzja! :) W końcu muszę się tam wybrać, bo brzmi zachęcająco. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) koniecznie się wybierz, wymienimy się wrażeniami przy najbliższym spotkaniu! odzdrawiam ;)

      Usuń
  2. Bylem tam w sobote. Nieswiadomy popularnosci liczylem na szybki obiad. Wesola kelnerka wcisnela mnie pomiedzy rezerwacje.
    Karta byla malo aktualna, i bardzo dobrze bo podpowiedz kelnerki: "zupa cebulowa" ... to byl ukryty skarb.
    Esencja.
    Kucharz chyba czytal Ode Do Cebuli Pablo Nerudy
    Na drugie Piers cytrynowa z kluseczkami, chrupiaca i soczysta (jak to sie robi?). Kluseczki jak male gabki do czyszczenia talerza z sosu. A sos pelen czosnku, ale go widac i nie czuc... a smakuje (jak to jest zrobione?)
    Cudownym skladnikiem sosu byl dobry ser.
    PANI kelnerka zaproponowala deser od PANA kucharza (od poczatku tak ich powinienem tytulowac!)
    Nie. Deser juz nie wejdzie. Innym razem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, świetnie się czyta takie recenzje, i to od mężczyzny! :) Jednym słowem moje bardzo pozytywne podsumowanie lokalu zostało ugruntowane! Deser do wypróbowania obowiązkowo, na pewno będzie niedługo jakaś okazja - ja nigdy nie mam problemu z jej znalezieniem i chętnie wkrótce wyskoczę do Pobitych Garów na coś słodkiego!

      p.s. dzięki za zdecydowanie najdłuższy komentarz na blogu ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...